"Kiedy ulepszysz teraźniejszość,

wszystko co po niej nastąpi

również stanie się lepsze. "


Paulo Coelho



piątek, 24 grudnia 2010

Swieta.

W Dublinie pada juz chyba tydzien - wszystko jest pieknie biale i moze i bym sie z tego cieszyla gdybym nie musiala jechac do pracy i walczyc z zablokowanym transportem, sniegiem walajacym sie po kolana na drogach i tlumem ludzi, ktorzy sami ledwo stoja z powodu slizgawicy. Nie cierpie zimy. Co roku uderza mnie to samo - mala "depresja", spadek energii, brak motywacji i wewnetrzna hibernacja. A jeszcze teraz mam urwanie glowy bo za dwa tygodnie egzaminy, a ostatni rok obfituje w tyle materialu, ze nie wiem jak to przezyje. Nie wspomne, ze teraz dodatkowo musze pamietac multum nazwisk i dat, a to juz mi ciezko przychodzi, szczegolnie kiedy sa jakies pogmatwane. Plus zaraz po tym powinnam miec napisane polowe pracy licencjackiej. Ale nie spodziewam sie az takiego cudu, jednakze wiem, ze przez najblizsze tygodnie zamienie sie w wampira, ktory na pewno bedzie buszowal ale po ksiazkach w nocy. Duzo kawy bede potrzebowac, oj duzo.... Ale taka droge wybralam i ja dokoncze. Zawsze koncze co zaczelam i postanowilam.
No i oczywiscie Swieta.... DDA wie co to znaczy i wiem, ze wielu z Was wcale do usmiechu przy choince nie bedzie. W tym roku do Polski lece 26 grudnia, juz po swietach, wiec nie spodziewam sie dramatow rodzinnych, chociazby walki z Bratem by chociaz na herbate usiadl. Moze to i lepiej....  W sumie moge sie uwazac za lucky girl, bo lotnisko w Dublinie zamkniete, ludzie siedza na lotniskach po godzinach a mi sie akuratnie zaplanowalo w tym roku lot po swietach. Narazie prognozy sa optymistyczne.

Czego moge Wam zyczyc, Moi Drodzy Czytelnicy? Rok za rokiem mija, a tak naprawde przez wieki, takze i w tym czasie, nic sie nie zmienia w ludzkich potrzebach, marzeniach, planach.... Niby tak banalnie to brzmi - Wesolych Swiat, zdrowia, szczescia, pomyslnosci w Nowym Roku... Doceniam Swieta dlatego, ze przypominaja ludziom o waznych rzeczach, choc w tym czasie konsumpcji nie jest to tak widoczne. Jednak w codziennym zyciu juz w ogole nie znajduje sie czasu nawet na rodzinne biesiadowanie, dlatego nie deprymuje Swiat. Lepszy rydz niz nic.... Jednak dla mnie osobiscie nie jest to wyjatkowy czas... kiedys bol i lzy, dzis myslenie, ze kazdy dzien jest dla mnie swietem, swietem zycia. Czy w kalendarzu jest 24 grudnia czy 24 marzec - kompletnie mnie to nie rusza. Ale widac swiat potrzebuje takiego napedzanie (nie bede sie tu rozpisywac dlaczego tak jest, duzo by mowic) - a ze kolorowo i wesolo - to zabieram sie do jedzenia polskich specjalow juz jutro. A potem pojutrze, no i jeszcze jak bede w Polsce tez:))


Wiec nie zycze Wam wszystkiego najlepszego - jak by sie czlowiek wtedy uczyl o zyciu? Za to zycze Wam wewnetrznego zrodla, zrodla Waszej sily i determinacji, aby glosno bilo w serduchu i wiodlo Was do przodu, do rozwoju zachwycajac Was przy tym swoimi tajemnicami. No i oczywiscie milosci....tej milosci, przed ktora nie bedziecie musieli juz niczego udawac, niczego sie bac. Bliskosci, ktora nie zatraca, ktora nie prowadzi za reke jak dziecko, ktora nie dominuje, ale dopinguje do poznania siebie i swiata. I akceptuje. Tak..... juz mowilam jakie to wazne.

Merry Christmas!
:****

niedziela, 12 grudnia 2010

Zapisalam w czerwonym notesie....

Inaczej doświadczają samotności dziewczynki, inaczej chłop­cy. W naszym patriarchalnym (wciąż coraz mniej, ale jednak) spo­łeczeństwie, kobieta często określa swe życiowe role poprzez swój stosunek do mężczyzny. „Jestem matką, jestem żoną, jestem dziewicą" - wszystko to mówi nam, czym kobieta jest dla męż­czyzny. Nie mówi za to nic o tym, czym jest dla siebie, kim jest, gdy jest sama i nie musi o mężczyznach myśleć. Niestety, dla wie­lu kobiet samotność to właśnie ciągłe myślenie o mężczyźnie. O tym, którego nie ma, który był lub który być może się pojawi. To utrudnia odnalezienie dobrej samotności.
Już małe dzieci różnią się od siebie pod tym względem. Dla dziewczynek samotność to bez wyjątku doświadczenie przykre, smutne, kojarzące się z utratą albo nieobecnością bliskich osób. Chłopcy natomiast już w tym wieku zaczynają mówić o dobrej samotności. „Lubię być czasem sam, bo mnie wtedy nikt nie pil­nuje. Mogę poszaleć, mogę się bawić w co chcę. Mogę zjeść tyle cukierków, ile chcę i oglądać telewizję do późna. Albo zadzwonić do kogoś, bo jak mama jest w domu, to nie pozwala".
Różnica między płciami w odczuwaniu samotności wynika z ról, jakie przeznacza dla nich społeczność. Dziewczynka w przyszłości strzec domowego ogniska, wychowywać dzieci, dbać o wygląd i humor męża. Uczy się ją więc wyczulenia na po­trzeby innych osób. „Zobacz, jaka mama jest przez ciebie smutna. Spytaj tatę, czy czegoś mu nie trzeba podać" - takie słowa z pew­nością częściej słyszą małe kobiety niż mali mężczyźni. Tak szko­lona dziewczynka uczy się więc czerpać radość z bliskich relacji, z emocjonalnej harmonii, jaka panuje między dwiema osobami. Ich brak w życiu jest dokładnie tym, co rozumiem w tej książce przez samotność. Chłopcy z kolei częściej opierają swe zadowole­nie z życia na zdobyczach, na wygranej, na pozycji, jaką są w sta­nie wywalczyć sobie w Grupie. Samotność przychodzi do nich in­ną drogą - przez to właśnie, że nie nauczono ich dzielić się swą radością, współodczuwać z drugą osobą. Te cechy nie pomagają jednak zdobyć pozycji środkowego napastnika na boisku albo funkcji dyrektora poważnej firmy. Żadna więc płeć nie jest tu specjalnie uprzywilejowana. Dorosłe dziewczynki będą tylko od­czuwać samotność bardziej wprost, będą wiedzieć dokładnie, czego im brakuje. Dorosłym chłopcom trudniej będzie zrozu­mieć, że ich alkoholizm, przepracowanie lub choroba wrzodowa wynikają z braku bliskiej osoby, która może zdjąć z nich połowę zmartwień i smutków, a podzielić się swą radością.

"Wirus samotnosci"  Wojciech Kruczyński

piątek, 10 grudnia 2010

o DDA w DzienDobry TVN.

http://dziendobrytvn.plejada.pl/29,41354,news,,1,,syndrom_dda,aktualnosci_detal.html#autoplay


no wlasnie.... Brak wywazenia, balansu, niskie poczucie wartosci, agresja. Jednak osobowosc takze bierze wielki udzial w pracy nad soba. Inni naturalnie sie otwieraja, inni musza nad tym pracowac ciezej. Bardzo fajnie, ze zaprosili osoby, by opowiedzialy historie swojego zycia.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Welcome America...again - Florida cz. 3 ostatnia.

Miami  - popularni Policjanci z Miami , popularna plaza I popularne miejsce na imprezy. Bylam w wielu miejscach turystycznych I party - like, jednak Miami przeszlo moje oczekiwania – a raczej moj kapital energetyczny.

Pierwsze wrazenie po wyladowaniu w Miami bylo ….rzadne. W centrum – prawie w ogole ludzi, poniewaz wszystko miesci sie na Ocean Drive ; turysci, sklepy. Zabralam sie taksowka (gdzie taxi driver nie byl zamily – odchaczone do moich statystyk w glowie) I dojechalam do hostelu International. Muzyka byla tak glosna, ze nie moglam dokladnie uslyszec co recepcjonista do mnie mowil. Kiedy prosilam by powtorzyl, patrzyl sie na mnie z dziwna mina jakbym prosila o cos szokujacego (odchaczone w mojej prywatnej statystyce). W koncu dotarlam do pokoju I okazalo sie, ze wiekszosc ludzi to sasiedzi europejscy – z Niemiec, Czech, Slowacji. I tutaj sie nie zawiodlam, co nastepna osoba byla otwarta i opowiadala o swoim zyciu. 
Pierwsze kroki poniosly mnie oczywiscie na plaze – musze przyznac, ze nigdy nie widzialam tak niebieskiej wody – plaza szeroka, slonce niemilosiernie piecze. Usiadlam na piasku jak zwykle patrzac na ludzi I szukajac popularnych sztucznych piersi w jakoby te miasto ofitowalo hehe. Ale nic – dziewczyny naturalne, faceci takze, tylko ten wyryw…. Nigdy nie spotkalam sie z tak agresywnym zaczepianiem. Przejsc po plazy nie mozna spokojnie bez jakis zaczepek I tekstow. Kiedy siedzac poprawialam sobie wiazanie bikini na szyki, ni stad ni z owad jakis starszy facet podszedl I sie zapytal czy potrzebuje pomocy. Gosh…. I mialam miec wiele jeszcze takich dziwnych zachowan – zwykle pojscie po bulki do sklepu towarzyszyly teksty typu – hey, darling, how areee youuu? Z obcesowym tonem w glosie. Dobrze, ze czas kiedy bylam sama nie byl czesty, bo naprawde ciezko by mi bylo cieszyc sie pobytem w spokoju. Miami mozna okreslic jednym slowem – seks, drinks and the beach. Pierwsza noc zabalowalam – nie powiem. Szukalam miejsca salsowego I znalazlam jedno, ktore niestety bylo bardziej turystyczne, niz dla salsowiczow. Jednak koktajle byly przednie – bylam w kokosowym raju - a ja uwielbiam kokos. I tak zajadalam kokosowe lody, pilam kokosowy sok I kokosowe drinki. Jednak szybko znudzilam sie balowaniem, poniewaz nacisk na wydawanie pieniedzy I zachowania w klubach byly bardzo, ale to bardzo nie na moj styl. Jedno slowo  - over the top. Jeden koktajl kosztowal 16 dolarow – gdzie jeszcze trzeba dawac tipy, bo inaczej jest to zle widziane. Jezeli jadlam sama, nie bylam milo obslugiwana poniewaz wiadomo – tip nie bedzie wysoki. Czulam ze chciano sie mnie najszybciej pozbyc (nie wspomne ze ciagle zapominalam, iz cena w menu nie jest cala cena ktora bede musiala zaplacic, poniewaz jest napisana bez taxu). Bylam zaskoczona napieciem, zamiast relaxem. Napieciem, ktore ma na celu tylko jedno - kasa.

Pierwsze dni podrozowalam po Miami z kolega o imieniu Costa z Canady – takze podrozowal sam. Pojechalismy do Little Havana I mialam okazje obserwowac swietna sytuacje na stacji metra. Czekalismy tam z Costa na pociag, siedzac na lawce, gdzie obok usiadl mlody chlopak, dziwnie sciagajac moja uwage na siebie. Cos w jego twarzy, w rysie ust – byl azjatyckiego pochodzenia, ale widac ze nie czystej krwi – egzotyka. Siedzialam tak pozwalajac sobie obserwowac, ale I takze cieszyc sie takim pozytywnym naplywem energii, kiedy podeszla nagla sprzatajaca Pani I zabrala pusty papierek, ktory lezal pomiedzy nami. Mlodzieniec spojrzal sie I wyrazne powiedzial – Thank you Mam.  Ona oblala sie usmiechem, a ja juz nie moglam przestac wpatrywac sie w jego twarz. Dobrze, ze mialam okulary przeciwsloneczne. To bylo takie… ludzkie…. Takie piekne…. Docenienie pracy, ktora wiekszosc uwaza za niska niestety, docenienie, ze wlasnie dzieki takiej osobie nasze otoczenie nie bedzie przypominalo gory smieci…. Wow…. Taki mlody I taki ludzki. Takie male zdarzenie a mowi wiele o czyjejs swiadomosci. Moja energia buzowala…. Jednak siedzialam cicho wpatrujac sie w rysy jego twarzy… troche inne, dziwne I przy tym atrakcyjne…. Cos bylo w tym chlopaku, cos co odzialowywalo na mnie. Nie odwrocil sie ani razu, wiec bylam przekonana, ze nie zauwaza mojego wzroku. Jednak juz  w pociagu kiedy wychodzilam, widzialam, ze wpatruje sie we mnie bardzo uwaznie … Dobrze, ze mialam okulary..oj jak dobrze… jednak lekko sie usmiechnelam I wyszlam…. Nigdy tego nie zapomne.

Nastepne przygody mialy swoja kontynuacje. Spotkalam w koncu swoja turecka pare – ah co za ludzie! dzielilismy ten sam sposob spedzania czasu – czyli zobaczyc jak najwiecej, a imprezy – eee nieeeee. Ale pewnego wieczoru pewien American Boy przysiadl sie do nas, kiedy zazarcie dyskutowalismy I opowiadalismy sobie historyjki. Gladko do nas przylaczyl I zaczal okazywac mi swoje wzgledy. I tak do samego konca ja I American Boy przezywalismy polsko - amerykanski romans ;).

American Boy byl na wakacjach, takze sam, I szybko zawiazalismy kontakt. Okazalo sie ze skonczyl psychologie ( mnie juz to nie dziwi, ze do takich mnie ciagnie) I calkiem swietnie dawal sobie rade w pewnych detalach pozycia spolecznego. Jednak wielka roznica jaka istniala pomiedzy nami to fakt, ze byl ekstrowertykiem, ciagnacym do ludzi I do imprez. No coz… nie zamierzalam przeciez sie z nim zareczyc hehehe Pozowlilam sobie plynac z rzeka I poniesc sie atmosferze wakacyjnej. Ale szybko miala ona zostac przerwana – szczegolnie w mojej glowie.
Sa dwa momenty, ktore zapadly mi gleboko w pamieci – pozytywne momenty. Pierwszy  - deszcz ktory splywal z nieba tak obficie, a ja z American Boy idziemy z plazy, cali mokrzy, on w bokserkach a ja w bikini. Mokrzy I opaleni. Blyszczacy od wody, mokrzy I opaleni:) Deszcz byl tak cieply, powietrze tak tropikalne – czulam ze moja dusza krzyczy ze szczescia. Chcialam dancing in the rain. Druga sytuacja to ja I American Boy na plazy – na wielkiej skrzyni, lezymy I patrzymy w niebo. Jest goraco, wsluchujemy sie w szum fal I co chwila wypowiadamy jakies nasze obserwacje. Niebo… wow – patrzac na niebo, gdzieniegdzie obloki plynely lekko I pozwalaly gwiazdom mrugac  I blyszczec – I to wszystko wygladalo jak okragla kopula lezac na plecach…. I to wszystko w milych I cieplych ramionach…..Piekne… Mialam swoja mala bajke…american romance, ale potem? Potem spojrzalam sie za plecy gdzie polozylam swoja torebke, a jej tam nie bylo….

Bylam w lekkim szoku. Nie moglam w to uwierzyc! Ktos cicho podszedl do skrzyni na ktorej siedzielismy, a ze lezelismy jakby na boku, po prostu cicho sciagnal moja torebke I zwial! Bylam o tyle w szoku – ze Costa dzien wczesniej zostal oskubany w klubie z calego portfela I takze tego nie zauwazyl. Agresywnosc I bezczelosc zlodziei nie zna tam granic. Z opowiadan lokalnych wynika, ze Miami jest bardzo skupione na pieniadzach – wszystko jest poddyktowane wlasnie temu. Poloz tylko telefon na chwile na stoliku  - prawdopodobnie juz go tam nie bedzie. Cale szczescie moja torebka nie zawierala wiele – poniewaz nie zabieram wszystkiego ze soba kiedy zwiedzam. Duzo sie nie oblowili; mialam tylko 50 $, moje polskie dokumenty, stary telefon komorkowy, Visa karte, I swoja kieszonkowa kamere. Najbardziej co mnie wscieklo to byl fakt, ze moja visa card na ktorej mialam przeznaczone pieniazki na nowe obiektywy przepadla, a takze moja mala kamera, na ktorej mialam swietne zdjecia. Bylam tak zla, ze niemo krzyczalam w sobie, a moj American Boy…. Wcale mi w tym nie pomogl, choc wiem, ze chcial. Kiedy ukazywalam swoje wkurzenie, przeklinajac w niebo pozwalajac sobie wyladowac nagromadzona energie, powiedzial – Nie panikuj. Przy tych slowach czulam doslownie fizycznie jak moje napiecie zamiast znalezc ujscie, zaczyna sie wciskac do wewnatrz a to przynioslo moj racjonalny sprzeciw. Czulam bol, ze ktos nie pozwala mi zareagowac adekwatnie do sytuacji. American boy wyrzucil cala wiazanke slow, ktore mialy podarowac mi natychmiastowy dystans, nie wiedzac, ze nie da sie przeciez przeskoczyc etapow, ktorymi rzadza sie nie tylko zlosc ale takze zaloba na przyklad. Najpierw zlosc, gniew, potem smutek, na koniec akceptacja. Kazdy brak pozwolenia sobie na te wszelkie odczucia powoduje wyciskanie do podswiadomosci komponentow, ktore nigdy nie wiadomo jak moga rzadzic nami w przyszlosci, albo jak byc destruktywne. Odkad odkrylam pewne zaleznosci pomiedzy soba I swoim dziecinstwem, odkad odkrylam jak duzo daje mi akceptacja na wszystko co czuje, nawet najgorsze, dopoty nie pozwole nikomu mowic mi co powinnam czuc I co powinnam robic. Ja wiem co na mnie dziala – bo najpierw uczylam sie I nadal ucze na temat siebie, bez owijania w bawelne, potem o reszcie swiata - tez surowo. I tak American boy wyrzucil ta wiazanke jak to zobaczysz po latach bedziesz sie z tego smiac, jak zobacz moglo byc gorzej, jak zobacz nie jestes jedyna z taka sytuacja. I on studiowal psychologie… widzicie? Jak to czasami nic nie znaczy, kiedy chodzi o roznorodnosc jej galezi. Wiec nie bylam zla, bo skonczyl taki kierunek – bo cos zauwazalam juz w jego zachowaniach ekstrawertycznych, takie na sile bycie ciagle wsrod ludzi. A to nie pomaga w dystansie i obserwacji abstrakcji. Pewnie jest dobry w czyms innym. Ale zauwazylam takze, ze bardzo lubi kontrolowac emocje. Raz zadal mi pewne pytanie, ktore duzo mi powiedzialo o pewnych aspektach  - czy jestem emocjonalna? To jego pytanie bardzo mnie zastanowilo – jakby bal sie ze jestem. I co znaczy dla niego emocjonalna? Wpadanie w panike, czy po prostu wyrazanie swoich emocji? Ja bym optowala za sam fakt emocji, poniewaz przez caly pobyt razem, trudno bylo dotrzec do jego rdzenia osobowosci. Zawsze staral sie byc pod kontrola, jednak zawsze wsrod ludzi. Fakt braku zaakceptowania moich emocji kiedy wlasnie potrzebowalam tego najbardziej sprawilo, ze bylo dla mnie prawie jasne, ze boi sie generalnie emocji, a dalej mozna sie domyslac, ze najbardziej wlasnych. Poznajac historie jego zycia i jego background, niektore czesci puzzle same sie ukladaly.

Ciekawie bylo takze pozniej  - kiedy wrocilismy do hostelu zadzwonic do banku by skasowac moja karte, on wzial papier I olowek I zapisal na kartce o co sie jeszcze mam spytac…Tak jakby wierzyl, ze nie jestem sama w stanie temu sprostac, bo jestem teraz out of control. I wierzcie mi, nie drzalam z zalamania, nie cielam sie – po prostu zwykle ryczalam ze zlosci. Naturalny wkurw, rzadne przegieciel. Jednak nie bylabym Izabell, gdybym nie zaanalizowala I nie wyciagnela wnioskow z sytuacji. Nie omijam zadnej szansy by poznac jaka mam strukture reagowania I to mnie uwalnia, krok po kroku. Wiem coraz wiecej jak soba zarzadzac, co zostawic a co zmienic. I tak zrozumialam, ze bardzo zle czuje sie jezeli ktos przejmuje za mnie robote do wykonania, nawet w sytuacjach podbramkowych. Po prostu nie takiej opieki potrzebuje, bo nauczylam sie swietnie sobie sama radzic, a kazde zdarzenie jest przeze mnie odbierane jako wyzwanie. Szczegolnie takie, ktore jest okupowane przez moje emocje – lubie patrzec demonom w twarz. I kiedy to zauwazylam I zaakceptowalam ta czesc mnie – tak, to ja – poczulam, jakby slonce wstalo w moim mozgu – poczulam sie uwolniona. Tak – to ja I to lubie. Pomoc dla mnie nie polega na dzialaniu za mnie, nawet z dobrymi intencjami. Pomoc dla mnie polega na prostym zlapaniu mnie za reke, ofiarowaniu swojego ramienia I pozowleniu mi na wszystkie emocje zwiazane z sytuacja. Na ich akceptacji. Bo akceptacja – moi drodzy – to wielka sila. To jest rzeka, ktora plynie bez tam na drodze I dlatego sie nie pietrzy I nie zbiera. Oczywiscie nie mowie o akceptacji tego co niszczy innych lub dotyka ich godnosci. Ale tego co w sobie – witanie tego co ludzkie w nas. A to sa wlasnie emocje. Akceptacja, ze cos mija, akceptacja, ze cos sie nie udalo, akceptacja, ze mialo sie taki dziecinstwo a nie inne, akceptacja, ze nie jestesmy perfekcyjni, akceptacja, ze czujemy rozczarowanie, zlosc I czesto wielka nienawisc. Akceptacja. Nie sluchanie tych krzyczacych swietych co sztucznie podnosza sobie poziom ego I zabraniaja czuc to co naturalna koleja rzeczy sie czuje. A potem zmiana konstruktywna – przekierowanie biegu rzeki gladko I spokojnie.

Znacie pewnie ta popularna ksiazke Katarzyny Miller – Chce byc kochana tak jak chce. Wiec ja odkrylam tamtej nocy jak chce byc kochana. Nie potrzebuje, by ktos byl mi oparciem w formie dzialania za mnie, nie potrzebuje takze by ktos za mnie myslal nawet w stanie najwyzszego wzburzenia. Ja ciagle wiem co sie dzieje, nawet wtedy. Dlatego cwicze swoja swiadomosc, aby w najwiekszym emocjonalnym wirze pamietac, ze jestem rzeka I w koncu wszystko zaakceptuje. Pokoj we mnie… Jednak zanim tam dotre chce czuc wszystko adekwatnie do sytuacji, a za dzialanie wezme sie w swoim czasie I w zaleznosci od sytuacji. Jezeli teraz moge sobie spokojnie dac czas I sie powkurzac, to to robie - przeciez nie wkurzam sie na ludzi, nie wyklinam ich, tylko dre sie w niebo lub ide pokopac w worek. Jezeli wymaga to natychmiastowego dzialania – to tez to zrobie. Jestem dorosla dziewczynka – nie uwazam, ze kochanie, czy dbanie to dzialanie za kogos. Przynajmniej nie dla mnie. Bylam bardzo szczesliwa z powodu teg odkrycia. Teraz moge jasno okreslic pewien element, ktory wymykal mi sie przez wiele lat. Nie chce przepraszac za to, ze umiem sobie radzic, albo powiem wiecej – ja to po prostu lubie. Nie chce byc traktowana jak dziecko – chce byc traktowana jak osoba dojrzala, ktora kocha bo chce, ale I tak sobie poradzi czy tak czy siak. Jednak co potrzebuje to popuszczenie emocji, oparcia w drugiej osobie oznaczajaca fakt, ze trzyma mnie za reke ale nie prowadzi. Jezeli bede potrzebowac prowadzenia i akcji w moim imieniu - poprosze o nia. Nie mam problemu z taka prosba.
Ramie osoby, ten krag zaakceptowania emocji jest bardzo potrzebny – to ta wolnosc, ktora potrzebuje w milosci. Tak, to jest wlasnie ta wolnosc – inaczej sie udusze.

Nastepna rzecz jaka zauwazylam byl fakt jak wielu ludzi z mojego kregu dziala kompletnie nieadekwatnie do sytuacji. Wielu z nich na sile chcialo mnie rozbawic, rozsmieszyc, co jeszcze bardziej mnie wkurzalo. Strach przed negatywnymi emocjami byl tak wielki, a owczy ped do wiecznego usmiechu I szczescia tak wtedy odczuwalny, ze skutek byl taki, iz znowu czulam sie bez kompletnego wsparcia. Oni chcieli mi go dac – wiem o tym. Ale kompletnie nie tak jak tego potrzebuje. Zreszta to wynika takze z braku wiedzy na temat psychiki ludzkiej – wiekszosc z nich wyciska emocje, nie majac rzadnego kontaktu z wlasnym wnetrzem. Boja sie. Latwiej mozgowi wycisnac do swiadomosci ciezkie impulsy, bo rozpracowywanie ich wymaga zwiekszonego nakladu energii, a ta natura chce zatrzymac na stan zagrozenia. Slowa empatii od poniektorych mialy wieksza sile leczaca na mnie niz jakiekolwiek inne – przykro mi, mi tez cos takiego sie zdarzylo, wiec rozumiem Twoja zlosc, a to dranie cholerni, jak chcesz sie wygadac dzwon! Tak, to dziala.

Do konca mojego pobytu bylo juz spokojnie – staralam sie spokojnie dokonczyc swoje wakacje, ktore choc nie byly w tym roku pierwszej klasy, jednak jak zwykle przyniosly mi lekcje, ktore nie omieszkam wykorzystac. I kazde takie odkrycie przynosi mi blizej wieksza swiadomosc I wieksze spelnienie w zyciu, kiedy ze soba nie walcze, kiedy rozpoznaje jak wyglada moja struktura, co warto zmienic z co nie, co jest ze zgoda ze mna a co nie, co przyniesie mi wiekszosc madrosc I wiedze. Moj American Boy pomimo tych wpadek staral sie na swoj sposob mi pomoc - spedzilismy czas razem do ostatniej minuty i do teraz utrzymujemy kontakt. Dzwinym trafem jest bardzo zdecydowany by mnie odwiedzic w Dublinie i ja juz wyczuwam, ze chyba jest bardziej zainteresowany niz bym sobie tego zyczyla. Nie czuje tego z wielu wzgledow - a ja wierze swojej intuicjii.

Okazalo sie, ze w moim przypadku nie ma wakacji od nauki o zyciu I o sobie.  Mialo byc tak powierzchownie, a wyszlo jak zwykle J

I na tym konczy sie American story. Zobaczymy gdzie mnie zawieje w nastepnym roku, choc nie planuje dalekich wycieczek. Ostatni rok szkoly, pieniadze plyna na konto collegu - ciezko sie bedzie wyrobic. Ale przeciez swiat poczeka:) Mam nadzieje....

Muzycznie..

Burza emocji...... czasami chcialabym tak po prostu zasnac i spac wiecznym zyciem... gdyby nie ta lampka we mnie, ktora nie gasnie.... Jakas sila, ktora trzyma mnie za reke....I ciagnie mnie a to do swiatla a to znowu popuszcza uwiezy i oddaje tancu ciemnosci.... Czasami mysle, ze mam jakas wiedze.... rozumiem tak duzo.... a czasami czuje, ze nic nie wiem.... ze to wszystko iluzja.... Czasami znam swoje miejsce i czuje sie jak w domu... A czasami gnam gdzies w zycie i nie wiem gdzie ten dom jest, bo nawet klucz do siebie gdzies w kieszeni sie zatracil.... ale "deep inside, you cry, cry, cry.... dont let your hope die, die, die....."
Zawsze pamietam o swietle, bo go juz doswiadczylam, a tego nigdy sie nie zapomina....

Nowe muzyczne odkrycie;




This life, and all the things I'd known
Turned away, and left behind
The truth was buried long ago
Memories fade in passing time

For years, I felt my solitude
Never seemed to leave my side
My way was lost forever then
All my dreams were cast aside

I turn away but the vision of truth stains my eyes
I try to run but the image cuts through my disguise

Beneath the emptiness, reveals my bitterness
I cannot soon forget, this dream's not over yet
In the land of my birth, I am still touching the earth

The fears that kept me far away
Slowly die and draw me near
The past I sought to bury deep
Comes again to fill my need

I cast away all the stones that carried me down
I will return to the life that my past tried to drown

Beneath the emptiness, reveals my bitterness
I cannot soon forget, this dream's not over yet
In the land of my birth, I am still touching the earth

środa, 1 grudnia 2010

Notka..

Sypie jak z pierzyny, chodzic normalnie nie mozna, zimno i wietrznie co oczywiscie mnie bardzo unieszczesliwia i pakuje do jaskini jak na misia przystalo. Ale to nie wszystko - dzis egazmin z Lakana i jezyka psychoanalizy i myslalam, ze mi glowa peknie od nadmiaru teorii. Ale to nadal nie wszystko - Korea Polnocna i jej nuklearne ambicje powoduja tylko, ze rusza mi sie wyobraznia i zaczyna toczyc sie torem III Wojny Swiatowej - a fakt interesowania sie I i II jakos nie specjalnie pomaga mi sie uspokoic....  Nie pomaga mi takze fakt, ze juz swoj atak przeprowadzili i im bardziej wczytuje sie w ich historie i decyzje tym bardziej czuje zagrozenie. Historia lubi sie powtarzac.... a to dlatego, ze nic sie z tej histori ludzkosc nie uczy, jak tylko daty....
Ale to znowu nie wszystko - dochodzi do tego fakt, ze ostatnio moje ramiona emocjonalne zginaja sie od nadmiaru polozonych na nich ludzkich tajemnic i jeden szok za drugim powoduje moja chwiejnosc.....Bo te tajemnice pochodza od ludzi mi bliskich... a wowczas obiektywizm jest czesto zachwiany, to zabiera wiecej mojej energii.... Poczucie emocji w sobie, rozroznienie i przypatrzenie sie wlasnemu wnetrzu w parze z widzeniem drugiej osoby, kiedy sie jest z nia emocjonalnie zwiazanym....I najgorszy fakt, ze jedyne co mozesz zrobic to stac w pogotowiu - droga musi byc przebyta przez zainteresowanego... A ta osoba - myslisz, ze wiesz o niej duzo, ale czujesz, ze cos jest niewypowiedziane, jednak nie naciskasz...A potem jednego dnia widzisz ta osobe taka sama jak od paru lat, z pewna rezerwa jak zawsze, a potem BUM! - dowiadujesz sie od niej najskrytszej tajemnicy, ktora wyciska tak wielkie emocje na twarzy osoby, ze zaczynasz je przejmowac..... przynajmniej ja mam takie tendencje.... kabel energetyczny, ktory rozladowuje jej nadmiar dziala znakomicie, pod warunkiem, ze nie jest za blisko zrodla....  Przyjmujesz jednak wszystko spokojnie i ze zrozumieniem, cieszac sie z okazanego zaufania, swietnie sie kontrolujac, choc czujesz jak cos Ci szarpie wnetrznosci....  Wszakze nic co ludzkie nie jest mi obce... tajemnica sama w sobie nie jest bulwersujaca, ale ten wyraz bolu na twarzy osoby Ci bliskiej.....Ale potem spotykasz przyjaciela znowu nastepnego dnia, i zamiast rezerwy i tego napiecia, ktore istnialo w tej osobie i trzymalo ja w rezerwie, ten lekki dystans, ktory zawsze cechowal Wasza przyjazn przeradza sie w odwazne epatowanie braku tego dystansu - jak z czarnego w biale... I teraz zarzucane ramiona jako dziekczynne gesty dla mojego zrozumienia.... jednak we mnie choc zrozumienie to takze wzburzone emocje bo oto stoi przede mna ktos zupelnie inny, z innymi zachowaniami -  zmiana tak b£yskawiczna, ze az boli...A takze, zmiana blyskawiczna to takze odrazu podejrzenie i zwiekszona obserwacja - za szybka zmiana - nasze polaczenie ciagle trwa. Ta wolnosc i euforia przyjaciela trwa we mnie... czuje ich ciezar na moich ramionach....czuje, ze sie na mnie opiera....

Jest taki stan w psychoterapii, ktory okreslamy nawiazywaniem sie emocji pomiedzy pacjentem a terapeuta - moze on byc bardzo silny z powodu silnych emocji pacjenta. Terapeuta musi byc bardzo uwazny, obserwowac siebie, kontrolowac i rozpoznawac pulapki - wszystko dzieje sie na poziomie abstrakcyjnosci - w tym tez cala trudnosc. Jednakze male pozwolenie sobie na brak dystansu moze spowodowac wielkie problemy. Na przyklad slyszeliscie o popularnym p. Eichelbergeru i jego "wpadce" kiedy wiez nawiazana z pacjentka okazala sie tak wielka, ze wymknela sie spod kontroli? Dawno o tym slyszalam, nie znam szczegolow, jednak pamietam co pomyslalam - jak czasami emocje moga Cie przerosnac - jak wazny jest trening i uwaga - cwiczenie swiadomosci. I tak sie wlasnie czulam ze swoim przyjacielem - jego tajemnica, tak dobrze ukrywana przed swiatem przyniosla mi wielki ruch w moich emocjach i ja wiem, ze to sa jego emocje, ktore przejelam. I przypomnialam sobie dokladny moment, kiedy chlusnal na mnie energetycznym ladowaniem, jeszcze nie dokladnie mowiac o co chodzi. Wzburzyl je we mnie, bo sam byl wzburzony tak bardzo, iz nie chcial byc tam sam.... A ja gruba kreska mam odzielony swiat mojego serca, gdzie pozwalam emocjom na wiekszy ruch i zaangazowanie i reszta swiata, gdzie obserwuje wszystko z swietnie utworzonym dystansem naukowca. Doceniam te dwa stany. Tajemnica sama w sobie nie jest czyms bulwersujacym, ale jak mnie do niej przyjaciel przygotowal i jak teraz jest innym czlowiekiem.... tak z dnia na dzien..... Dzis mam wielkie wachania energii.....
I ten snieg za oknem i zimno.... i ta Korea Polnocna....

Swiat stoi przed wielkimi wyzwaniami.....  i ja tez.... jutro znajde sile....albo dzien pozniej.....

Welcome America...again - Florida cz.2

Kennedy Space Centre  - NASA. 

Oczywiscie naczytalam sie ksiazek Dan-a Browna I wpatrujac sie w rakiete gotowa do odpalenia za miesiac owczesnego czasu zastanawialam sie jaka machine polityczna jest ukryta za tym wszystkim, jakie sekrety I osiagniecia sa ukryte w tych murach, ktore az tchna od kreatywnosci I myslenia. Moj nowo zapoznany znajomy – hiponotyzer Brad pracowal kiedys w Nasa (czego on w zyciu nie robil) I opowiadal mi dodatkowe historie w trakcie zwiedzania. To bylo niesamowite widziec miejsce nawigacyjne pierwszego lotu na ksiezyc – stare, czarne telefony, stare, szare komputery.. to tam tworzyla sie historia. Dotknelam takze kamienia z ksiezyca  I tu przypomniala mi sie historia ktora pewnie doskonale znacie – a jak nie to przypomne. Kamien ksiezycowy zostal umieszczony w specjalnym jakby pojemniku I kazdy mogl wlozyc reke by zakosztowac nieba, jednak sam kamien byl….. wypolerowany I blyszczacy jak swietlik noca. Czy takie sa kamienie na ksiezycu? Po cholere musieli go upiekszac jakby sam w sobie nie byl wystarczajaco piekny. I tu historia bodajze z ksiazki De Mello, ktora przytaczam nie doslownie ale znaczenie jest takie samo – Pewien czlowiek zobaczywszy orla przystrzygl mu pazury, grzywe, zalozyl obrecze I powiedzial – teraz jestes idealnie piekny.


Mialam takze ciekawe zdarzenie w tym miejscu. Na srodku calego kompleksu stal wielki znak NASA gdzie wszyscy robili sobie zdjecie. I tak jakas kobieta robila zdjecie synowi I bodajze mezowi, kiedy my podeszlismy I Terry zagadnela z propozycja zrobienia im razem zdjecia, a oni wtedy nam. Kobieta prawie niezaregowala, nadal robiac zdjecia. Terry spojrzala sie na mnie, ja na nia… Jakos tak dziwnie znajomo – pomyslalam. Po jakims czasie w koncu kobieta odwrocila sie I nie wiele mowiac podala nam swoj aparat. Brad zagadnal – where are you come from? A mezczyzna ktory zdarzyl juz do nas podejsc odpowiedzial – Poland . Aaaaaaaaaaaaaaaaa – no I wszystko jasne! - pomyslalam. No to witam – odpowiedzialam po polsku. I tutaj jakby niebo sie otworzylo I slonce zalalo ziemie swoja swiatloscia. OOOoo, jak fajnie, nazywam sie Lukasz, ja Barbara etc etc Okazali sie bardzo mili, jednak pierwsze podejscie do otwartych nienalezalo – taka nasza kultura. Jednak ile pasji Lukasz wlozyl w zrobieniu nam odpowiednich zdjec…. Jestem wdzieczna J

Wieczor natomiast zapowiadal sie bardzo ciekawie – Brad mial swoj wystep hipnotyzerski. Bylam tego bardzo ciekawa. Smialam sie, ze na pewno wynajmie ludzi, ktorzy beda udawac zahipnotyzowanych. Zapadla ciemnosc I Brad wyciagnal paru ludzi ze sceny tlumaczac przy tym na czym hipnoza polega. To rozwialo troche moje chmury sarkazmu. Kiedy jestes wprowadzony w stan hipnozy czujesz sie jakbys byl pijany – po prostu you don’t care! Aha! – pomyslalam – generalnie hipnoza kojarzy sie z utrata swiadomosci,  to, ze jestes w rekach osoby, ktora latwo moze wykorzystac swoja wladze. Jednak nie o to chodzi – ciagnal Brad – jezeli tylko chcesz sie obudzic – zrobisz to – jezeli tylko nie chcesz byc zahipnotyzowany – to sie nie stanie bo to ty I tylko ty jestes w kontroli swojej woli. No tak – w taki stan to ja wierze – w koncu sama potrafie wprowadzic sie w stan, ktory moze wskazywac, iz niezle musze byc drinknieta, ale wcale tak nie jest. Stan upojenia, zapamietania, stan gdzie takze I don’t care. To co ludzie staraja sie osiagnac poprzez pijackie noce, lub narkotyki – szybkie uderzenie uczucia I don’t care oraz I can fly.
I tak osoby ktore byly otwarte na zabawe zostaly wprowadzone w gleboki stan upojenia I mowie Wam… robili takie rzeczy. Sami zobaczcie…


Zastanawialam sie czy oni tylko udaja by sie popisac przed znajomymi, czy naprawde dali sie az tak poniesc. Obserwowalam wszystko uwaznie, a nawet na koniec, gdzie Brad juz za kulisami poniektorych wybudzal (bo niektorzy wpadli po uszy), mialam okazje stac blisko tych ludzi, wpatrujac sie w ich zachowanie. Byli strasznie skolowani – a jeden wygladal jakby wypil dziesiatki drinkow. To bylo bardzo, bardzo  ciekawe doswiadczenie. Co nie oznacza, ze nie mam dziesiatek sceptycznych pytan, oj nie – nie J

Po tej wycieczce mialam jeszcze jeden dzien w Orlando – zdecydowalam sie odwiedzic Disney Hollywood studio park. I to byl kiepski pomysl – oprocz jednej rzeczy, reszta wynudzila mnie na smierc. Ta jedna rzecz to ulica stworzona na podobienstwo lat 50 – uwielbiam takie podroze w czasie. Zdjecia niedlugo.

Zapomnialam wspomniec, ze podczas wycieczki do Discovery Cove spotkalam sympatyczna turecka pare, w ktorej “emocjonalnie” zakochalam sie odrazu. Okazalo sie, ze zabukowali ten sam hostel w Miami w tych samych dniach, wiec odrazu mialam zaznajomionych ludzi na balowanie w Mami. Jednak okazalo sie ze nie wszystko poszlo jak sobie to wymarzylam. O tym w krotce...